Częstą reakcją na rozpad związku jest poczucie klęski, złość na współmałżonka i utożsamienie z nim wszelkich niepowodzeń. Zazwyczaj odpowiedzialnością za to niepowodzenie obarcza się partnera, nawet jeśli samemu inicjuje się rozstanie. To poczucie może owocować próbą ograniczenia kontaktów z dziećmi byłemu partnerowi. Wynika to z przekonania, że jeśli przyczynił się on do rozpadu małżeństwa, to niewiele dobrego może dać dzieciom.
Gdy w grę wchodzi nowy związek, ta tendencja może nasilać się jeszcze bardziej. To duża pokusa, by zostawić stary związek, spuścić nań zasłonę, a w nowym budować to, co nie wyszło w starym, tylko z inną osobą. Naturalne jest, że wchodząc w nowy związek jesteśmy pełni nadziei i wiary w to, że uda się uniknąć porażek, i że „wszystko będzie dobrze”. Chcielibyśmy, żeby były partner zniknął z naszego życia i już więcej się nie pojawił.
Niestety nie można zapominać o tym, że dziecko ma dwoje rodziców nawet wtedy, gdy nie są oni małżeństwem i nie mieszkają razem. Ograniczanie kontaktów drugiemu rodzicowi (zazwyczaj nie mieszkającego razem z dzieckiem) nie prowadzi na dłuższą metę do niczego dobrego. Owszem, możliwe że na początku dziecko da się nam przekonać, że jego drugi rodzic jest zły, głupi i ma same wady, jednak przychodzi moment, w którym młody człowiek zaczyna zadawać sobie pytanie dla czego został zostawiony przez jednego z rodziców. Jeśli okaże się wtedy, że było to spowodowane działaniami rodzica, z którym mieszkał – traci do niego zaufanie , a taki kryzys nawet w wieku dorosłym jest zły dla wzajemnych kontaktów. Dziecko (nawet jeśli jest już dorosłe) czuje wtedy, że było traktowane instrumentalnie, ktoś za niego zdecydował o nieobecności w jego życiu drugiego rodzica.
Zdarza się też nierzadko, że nieobecny rodzic jest gloryfikowany i spotkanie z nim oraz szczera rozmowa po latach jest dla dziecka w dwójnasób trudne, gdy orientuje się, że realny człowiek odbiega od wyobrażeń, które miał na jego temat.
Nieraz potrzeba wielu lat, by się z tym pogodzić.
Umożliwianie, a nawet wspieranie kontaktu z drugim rodzicem może wymagać niełatwego wzniesienia się ponad swoje emocje, ale pozwala naszemu dziecku mieć drugiego rodzica, choćby i w niepełnym wymiarze oraz daje mu możliwość, by poznał go wraz z jego wszystkimi wadami i zaletami.
Oprócz łatwiejszych relacji, może to także w dorosłości uchronić dorosłe dziecko od wybierania partnerów życiowych mających zastąpić mu brakującego rodzica.
Jeśli dziecko urodziło się w trakcie małżeństwa, domniemanym ojcem jest mąż matki. Biologiczny ojciec może stać się także ojcem „formalnym”, o ile zostanie to przeprowadzone urzędowo: np. ojciec biologiczny złoży oświadczenie, że jest ojcem dziecka, a matka takie oświadczenie potwierdzi.
Jeśli sama matka chciałaby złożyć wniosek o ustalenie ojcostwa, musi złożyć wniosek do sądu rodzinnego wraz z dowodami na potwierdzenie swojego oświadczenia: np. wynikiem badania DNA, zeznaniami świadków.
Nie wiem, czy w Pańskim przypadku wykluczenie Pańskiego ojcostwa zostało potwierdzone formalnie. Jeśli nie, w świetle prawa jest Pan nadal ojcem najmłodszego dziecka i w przypadku ograniczania z nim kontaktów może Pan złożyć skargę do sadu rodzinnego o utrudnianie/uniemożliwianie kontaktów.
Być może mediacja pomogłaby Państwu wypracować porozumienie bardziej satysfakcjonujące dla Was obojga i mniej destrukcyjne dla Waszych dzieci, niż walka i wzajemne pretensje.
W utrudnianiu dzieciom kontaktów z ojcem specjalizują się matki. Dla nich ktoś „musi” być winny. W moim przypadku (mam 7 dzieci-teoretycznie) matka „ukarała” tylko najmłodsze dziecko. Dlaczego (a ja nie wiedziałem o tym) bo jego biologicznym ojcem okazał się kto inny i matka załatwiła mi prawie całkowity zakaz kontaktów z tym dzieckiem już od prawie roku. Postępowanie tej kobiety ja mogę okreslić tylko jako wołające o pomstę do nieba bo inaczej tego okreslić nie potrafie.