Rzadko która rozstająca się para podejmuje wspólnie decyzję o rozwodzie. Zazwyczaj to jedno z małżonków bądź partnerów czuje, że chce opuścić związek. Decyzja taka nie bierze się jednak z niczego. Prowadzi do niej ciąg stanów emocjonalnych, które zawsze wiążą się z problemem separacji, czyli rozdzielenia wspólnoty dwojga ludzi.
W pierwszym stadium kryzysu małżeńskiego dominuje zaprzeczanie kłopotom. „To minie, to się ułoży”, „Przecież się kochamy”, ” w naszej rodzinie nie ma rozwodów”- słowem, „uda nam się poukładać zagmatwane sprawy”. Jednak, choć czasem udaje się rozładować napiętą sytuację, jeśli głębsze problemy pozostają niezałatwione, frustracja rośnie i myśli o separacji powracają. Wtedy pojawia się faza obwiniania partnera: „gdyby była inna, wtedy wszystko byłoby w porządku”, „to przez niego”. Wtedy też dominuje żal i poczucie straty oraz bezradność w obliczu nierozwiązywalnych konfliktów. Jednocześnie narasta poczucie winy „nie potrafię zbudować dobrego związku” i porażki „zmarnowałem/łam życie”.
Jeśli taki stan utrwali się w związku, pojawia się poczucie oddalenia od współmałżonka. Coraz mniej mnie rani ale też nic mnie nie cieszy w relacji z drugą stroną. Zaczyna się życie” obok”, co w konsekwencji może doprowadzić do decyzji o wyprowadzce, separacji lub ostatecznie rozwodzie.
Powyższa sekwencja stanów emocjonalnych dotyczy także drugiego z rozstających się małżonków, tyle tylko, że on zacznie przechodzić je w momencie otrzymania informacji o zakończeniu małżeństwa. Podczas kiedy jedno zaczyna już rekonstruować swoje życie w nowej sytuacji, drugie przeżywa kolejno zaprzeczenie „przecież możemy wszystko naprawić”, obwinia partnera „nie chce się ze mną dogadać”, czuje stratę, porażkę i ból, czyli wszystkie uczucia, z którymi partner zmagał się w przeszłości.
Właśnie z powodu takiego przesunięcia w czasie partnerzy nie są w stanie porozumieć się w ważnych życiowo kwestiach, np. co dalej z dziećmi. Bywa, że musi minąć trochę czasu, aby obie strony znajdowały się w stanie pozwalającym na podjęcie rozmowy.