Uwolnienie się od przemocy nie polega na podjęciu jednej decyzji. To długotrwały proces mający kilka etapów:
- uświadomienie sobie, że się jest poddawanym przemocy (fizycznej, psychicznej, emocjonalnej)
- przyjęcie do wiadomości własnego współudziału w przemocy, czyli tego, że do tej pory dawało się zgodę na przemoc
- decyzja o postawieniu granicy, często tożsama z postanowieniem ucieczki od osoby stosującej przemoc
Często początkowe fazy tego procesu są tak trudne do zaakceptowania, że następuje racjonalizacja (był zmęczony i puściły mu nerwy; ona ma po prostu trudny charakter; niepotrzebnie go sprowokowałam) lub wyparcie (to nic takiego; nic złego się nie dzieje; każdy ma prawo się zdenerwować).
Podjęcie decyzji o opuszczeniu osoby stosującej przemoc wydaje się być końcem problemów. Tak niestety nie jest, zwłaszcza jeśli są wspólne dzieci lub inne trudne sprawy do poukładania, np. kredyt.
Nawet jeśli już nie mieszka się pod jednym dachem, kontakty z ojcem dzieci są nieuchronne. Z czasem złość, która dawała siłę by podjąć niezwykle trudną decyzję, staje się coraz bardziej obciążająca. Nie sposób zbudować dobrego życia wyłącznie na negatywnych uczuciach. Zamiast upragnionej wolności dalej odczuwa się presję, tym razem ze strony własnej złości, frustracji i chęci odwetu.
Trzeba zmierzyć się z kolejnym zadaniem, jakim jest uniezależnienie się od wewnętrznego oprawcy.
Pingback: Mediacje rodzinne » Uniezależnianie się od wewnętrznego oprawcy